Koncert z igłą w sercu. Srebrną, precyzyjną od kogoś, z kim miał być dzielony. No trudno. Nie pierwsza i nie ostatnia. Ale zapamiętam go na długo. I nie popełnię błędu przemierzenia oceanu dla kogoś, kto nie przeskoczy dla mnie choćby kałuży… Już nie. A szkoda, bo lubiłam swoją bezinteresowność. Ale płacę za nią zbyt wielką cenę. Dobrze, że był przy mnie ktoś, kto to rozumiał i „trzymał” za rękę i „przytulał” kiedy serce tak bolało. I dobrze, że był to koncert Sanah, bo rozkleiłabym się zupełnie. Tu było błogo i radośnie. Lubię ten szczery uśmiech Sanah. To Jej czas. Oby trwał.
Zdjęcia oczywiście smartfonem… Ile bym dała za aparat…
Super sprawa, zazdroszczę koncertu! 🙂
A co do bezinteresowności to faktycznie można się na niej nieźle przejechać, ale z drugiej strony wydaje mi się, że dobrze jest jej całkiem w sobie nie zabijać. 🙂
PolubieniePolubienie
Nie grozi. Bezinteresownie odrzucam ograniczenia. Dobrze mi z nią i zdecydowanie nie odpuszczam 😁
PolubieniePolubienie