Nie mogłam uwierzyć, że to Ty… Po tylu latach widziałam Cię znowu. Niewiele się zmieniłeś. Ten sam uśmiech, to samo niezdecydowanie na mój widok. Wszystkie te lata, kiedy byłeś dla mnie tak bardzo ważny zapachniały malinami i polną różą…Jakby to było dzisiejsze, słoneczne, letnie popołudnie… To było kiedyś tak ważne jak deszcz po wielkiej suszy. Jak światło, kiedy wszędzie mrok. Zawsze patrzyłam w Twoją stronę i zawsze było to bez znaczenia. Ale ja potrzebowałam tego kierunku, który sprawiał, że moje dni płynęły od wschodu, do zachodu słońca wypełnione dźwiękami, szeptami i uśmiechem. Witałam dzień ciepłą myślą o Tobie, towarzyszyłeś mi w błachych codziennych czynnościach czyniąc je wyjątkowymi. Nawet woda miała smak pełen Ciebie. Wiatr śpiewał a noc iskrzyła się marzeniami. Pisałam w rytmie swojego serca, które biło w takt muzyki, płynącej z Twojej strony. Dlaczego to się tak bardzo zmieniło? Dlaczego szary pył spowił minuty, dni, miesiące… Dlaczego dni zaczęły być takie zimne w samym środku lata? Dlaczego nagle zrobiło się tak strasznie cicho choć panicznie bojąc się tej ciszy starałam się ją zagłuszyć wszystkimi rodzajami muzyki wierząc, że jeszcze kiedyś zagra mi w sercu ta muzyka, za którą tak tęsknię. Cisza wypełniała najpierw czubki moich palców ze strachu zaciskające się w pięści buntując się przeciwko niej. Ramiona, policzki, oczy i usta zamilkły kiedy ucichł w uszach Twój głos… Przestałeś na mnie czekać… Nawet kiedy domyślałam się tylko tego, że miła Ci jest moja obecność pewnego dnia zrozumiałam, że to tylko sen. Marzenie, w które uwierzyłam zbyt mocno. Nie czekasz. Nie czekasz… Czy będę czy nie- nie ma to znaczenia. Żadnego. Odchodząc wiedziałam, że mnie nie straciłeś- stracić można tylko coś co ma znaczenie… Dziś patrzę na Ciebie i nie słyszę co mówisz. Nie rozpoznaję głosu, który tak smutno zamilkł we mnie. A wystarczyło, żebyś na mnie czekał. Tak bardzo chciałam w to wierzyć…
Nie słyszę Cię…
