CYPR

Wylot. Tym razem z rowerami na pokładzie. Zmieściliśmy się w limicie ale mieli wątpliwości co do wymiarów niektórych „paczek” to lot czartetowy- mniejszy samolot- po 2 siedzenia nie 3. Opóźniony lot…  Ale jakoś dolecieliśmy 🙂 Tym razem trasa Larnaka- Pafos- Payia- Pissouri- Sajtas-Kakopetria-Nikozja-Larnaka

Pierwsza plaża już tuż obok lotniska w Pafos. Kamienista… Wielki błękit morza… Wszędzie błękit. Trudno było jechać po kamieniach ale dało się prowadzić rower… Pięknie.

Pafos to w tym roku europejska stolica kultury- wszędzie remonty… Ale udało się nam zobaczyć parę pięknych rzeczy- port z twierdzą i piękny deptak- taki pierwszy zachwyt morzem, plażą, palmami i… mozaiki- zupełnie niesamowite- całe dywany… Podziwiam kunszt i cierpliwość układających te kamyczki od zawsze. Zachwyca mnie to jak precyzyjne są w swoich barwach, jak mozolnie kostka po kostce najpierw wykute z kamienia a później ułożone w wyjątkową kompozycję. Jak życie… Odpowiednio dobrane elementy potrafią stworzyć piękną całość. Jak rzadko o tym pamiętamy. Czasami nasze życie bardziej przypomina wielką improwizację niż przemyślaną kompozycję. Jakie jest moje? Składam je element po elemencie planując i trzymając się tego planu. Czasami patrzę i zastanawiam się czy jest sens tworzyć jakiś kawałek- ułożyłam już tak wiele ale wychodzi coś co nie przypomina tego co zaplanowałam. Może ten wzór ale zupełnie nie takie kolory… Kończę i ze smutkiem patrzę- a mogło być pięknie… I…czas rozpocząć nową układankę. Być może z innych elementów i inny wzór- tamten być może zbyt trudny… Być może zabrakło cierpliwości… Być może wiary, że się uda. Kolejna próba może będzie lepsza. I znowu, i znowu kamyk po kamyku dzień po dniu… Zauważyłam tylko jedno- mamy tendencję do skupiania się na tym czego w tej naszej układance brakuje zamiast podziwiać to, co udało się nam ułożyć. Docenić to jak wiele wypracowaliśmy w życiu i cieszyć się tym. Tak jak zdobywaniem góry- na szczycie cieszyć się, że dotarło się mimo trudności. To powód do dumy. Podziwiając mozaiki w Pafos myślałam o ludziach, dla których były ważne, tych, którzy patrzyli jak powstają i którzy chodzili po nich z równą radością jak ja patrząc teraz na nie.

Ale wracając do wycieczki-ZOO w Pafos- klatki z ptakami, ptasie show ale i wiele naprawdę pięknych zwierząt. Latające ponad głowami bociany, przechadzające się pawie i zakątek herpetologa… Nasze ulubione jaszczurki i węże. Po drodze niesamowite sady bananowe… Koszmarne niebieskie plastikowe torby… Fuj ale jak najbardziej uzasadnione- robactwo nie lubi niebieskiego- dlatego chałupy na wsiach malowane były na niebiesko na elewacji i wokół okiennic- kojarzy mi się Łowicz i Zalipie czy całe okiennice na polesiu… ale generalnie takie było założenie.  Banany na zmianę z pomarańczami i mandarynkami. Gdzieniegdzie opuncje… Rewelacyjny zapachowy koktajl. A do tego żywiczny zapach kwitnącego rozmarynu… Szkoda, że nie mogę zamknąć tego zapachu w butelce i przywieźć do domu… Jeden z moich ulubionych. Ale rozmaryn pewnie przywiozę. Tak jak kiedyś anyżek (rewelacyjny do pieczonej makreli – masełko anyżowe… Bajka) czy inne czarodziejskie skarby. Posiłki przygotowujemy wspólnie- kupujemy produkty, których zwykle nie ma w Polsce- to taka dodatkowa przyjemność podróżowania na własną rękę. Owoce- świeże, często prosto z drzewa. Pieczywo przypomina trochę sodowe, kukurydziane, niewiele solone. Do kanapek ok ale najlepsze do grzanek z ziołami i oliwą. Też rodzimą. Do chleba sery -feta, jogurt- gęsty, grecki, i żółte owcze. Cudowne dojrzewające wędliny- np.w winie. Pyszne. Pęczki ziół to prawdziwe bukiety- duże i świeże i… Wszechobecny seler naciowy. Marynowany, w sałatkach i… w zupie- z ziemniakami i soczewicą- coś pomiędzy ogórkową  a szczawiową. Zakwaszane cytryną. Cytryny też tu rosną i są niesamowicie soczyste. Chcąc powtórzyć danie, które jemy na jakimś wyjeździe często szukamy „tego czegoś” czego brakuje. To coś to smak miejsca, w którym się jadło Nie smakowała mi jednak zupa z kurczaka- w niczym nie przypominała naszego rosołu. Był to wywar z kurczaka- bez przypraw z rozgotowanym ryżem- to wszystko zmiksowane i dodane mięso z kurczaka. Niczym tego nie można było naprawić. Niczym dostępnym… A wystarczyły by pomidory i bazylia albo zwykły koperek i groszek ze śmietaną albo kukurydza i kurki z cebulką i odrobiną masła… albo… No właśnie- takie niesmaczne danie a ile może wyzwolić inspiracji… Ale za to krewetki… Mój raj- ryby, krewetki, ośmiornice, małże, kalmary… Wszystko świeże, grilowane lub w sosie… Do krewetek sos jogurtowy z curry- prosty i smaczny. Ośmiornicy wystarczyła cytryna. Kalmary z patelni. Smażone krótko, żeby były miękkie i kruche. Do tego sałata z fetą,oliwkami, oregano, cytryną i oliwą. Rewelacja.

Jedziemy dalej. Tam, gdzie narodziła się Afrodyta. Według przewodnika okropna kamienista plaża z wodorostami. W rzeczywistości tak- kamienista tylko w sposób przyjemny- kamienie okrągłe, wygładzone przez czas i wodę szum fal wzbogacony przelewaniem się wody przez te kamienie. Takie wrażenie jakby ktoś przesypywał je, bawił się nimi. Taki śmiech ukryty w falach. Tak jakby może opowiadało historię narodzin bogini. Wodorostów nie widziałam. Czyste piękne morze, białe i szare kamienie, skały- świadkowie narodzin najpiękniejszej i najpiękniejszy zachód słońca na wyjeździe… Piękne miejsce i o tej porze roku prawie bezludne. Siła spokoju. Miejsce, gdzie myśli układają się same. Gdzie decyzje odkładane z dnia na dzień, z  miesiąca na miesiąc w końcu doczekały się postanowienia. Potrzebowałam tego miejsca dla siebie.

Zostało parę kilometrów do noclegu. Droga nadmorska- w górę i w dół trochę jazdy po zmroku… Ale dotarliśmy-Pissouri- wyżej już się chyba nie dało… Payia, z której wyruszaliśmy była wysoko ale wspiąć się tu… Za to widoki rano piękne… No i plaża i morze tylko dla mnie… Zjazd z góry nad morze to jakieś 20 minut. Podjazd… No cóż, było warto. Po drodze kwitnące drzewa migdałowe i migdały. Pyszne. Lubię zielone- zjadane w całości, kwaśne, sprzedawane głównie w Turcji, Maroku czy Syrii. Zdziwienie, że można je tak jeść- bardzo orzeźwiające. I te rozłupywane z twardej łupiny na poboczu drogi z roześmianymi córkami. To z tych kwiatków będą migdały? Pamiętam zbieranie orzechów laskowych u mojej babci. Teraz One zbierały migdały i rozłupywały kamieniem na drodze… Może też to zapamiętają?

Rano wyjazd dalej- w kierunku gór Trodos

W Kakopetrii przywitała nas Roda- gospodyni domu, w którym się zstrzymaliśmy. Uraczyła nas skórką pomarańczową w syropie- jej specjalność. Całe ćwiartki skórki zwinięte jsk na rogalik i ugotowane w syropie- miękkie i baaaaaardzo pomarańczowe. Słodkie też bardzo. I tak cieszyła się, że przyjechaliśmy. Super. Takich wrażeń nie dostarcza żaden hotel.

Kakopetria. W samym sercu gór Trodos. Pewnie niewiele osób tu zagląda a naprawdę warto. Czas się tu zatrzymał. Uliczki starej części wąziutkie i kręte- tylko dla pieszych- inaczej się nie da. Pełne zaułków i zakamarków. Glinianych naczyń i zieleni gdzie tylko można. Miasteczko wielopiętrowe. Dołem płynie potok a przy nim ścieżka i mostki… Czysta przyjemność spaceru. Cicho i…bezludnie. Nie licząc kotów. Przy 24 skończyłyśmy liczyć- większość w fazie tuż przed okoceniem. Łasuchy uwielbiające głaskanie. Dziewczyny w siódmym niebie. Wyszłam trochę pomyśleć. Jest ciężko- Cypr rowerem- dla koneserów ale daję radę. Tylko… Tak jakbym skrzydła zostawiła w Warszawie.

Nikozja- Levkozja… Właściwie co za różnica? Podzielona stolica na część turecką i grecką. Rozdarta pomiędzy dwie rzeczywisości. Rozejm… A podział jak był tak jest. Nie lubię podziałów, bo podział na inności jest tylko pozorny, zawsze jest to w kategoriach „lepszy-gorszy”. Tolerancja i akceptacja inności jest- przynajmniej w jakimś stopniu. Poczucie, że ktoś jest gorszy, dlatego ma mniejsze prawo do realizowania siebie prowadzi do konfliktu- zawsze. Nieważne w jakiej dziedzinie jest podział- zawsze znajdzie się ktoś, kto będzie myślał, że jest lepszy i ktoś, kto na skutek zmniejszenia praw, może nie przywilejów ale praw będzie czuł się gorszy. Jeśli tylko mogę staram się nie dzielić- podział krzywdzi i upokarza zawsze. Patrzyłam na Greków i Turków, widziałam różnice- czasami duże. Zupełnie inne podejście do wielu spraw. I brak jedności. Różnice są ogromne- część grecka po 20 tętni życiem- w części tureckiej jakby przyczajona czujnie cisza. I to ciągłe wrażenie tymczasowości i jakby braku ochoty na zaangażowanie. Ogrody przy domu- w greckiej części zadbane w tureckiej odziedziczone po grekach i zostawione bez pielęgnacji, bez pochylenia się nad zielenią i chęci kontynuowania tego co zaczęli poprzedni lokatorzy. Wszechobecne przewody elektryczne- o ile w grecji raczej uporządkowane tak w części tureckiej- „przecież to tylko przewody” mogą sobie wisieć swobodnie w oszałamiających ilościach. Hmmmm… Trudno było bez żalu patrzeć na dawne katedry- teraz meczety- dla mnie najbardziej jaskrawy przejaw „Teraz MY” Jednak turecka część Nikozji ciekawsza. Plany starego miasta w całości- uwzględnione obie części. Po syronie greckiej- połowa- tylko grecka, jakby druga część nie tyle była obca, co była pustką, utratą… Między obiema częściami można się przemieszczać- nie tylko na podstawie paszportów- dowód osobisty wystarczy. I w jedną i w drugą stronę spiry ruch. I z jednej i z drugiej strony straszy linia demarkacyjna- worki z piaskiem, druty, otwory na broń… A tuż obok stoliki kafejki, gdzie przy stoliku można posiedzieć i napić się naprawdę dobrej kawy… Trochę zaskakujący widok.

Larnaka… Ostatnia niedziela karnawału… Poprzebierane i dzieci i dorośli. Na ulicy muzyka z głośników… Lambada… Bajlando… Atmosfera zabawy. Podest do tańca i… Tańczący cypryjczycy… Głównie panowie. Radośnie i głośno. Bardzo ciekawe móc w tym uczestniczyć. Bardzo.

Niesamowity wyjazd. Nie pierwszy i nie ostatni. Na pewno.

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s