Pamiętasz?

Jak to jest dzielić życie z kimś kogo się nie kocha? Nie wiem… Wiem jak to jest żyć z kimś, kto nie kocha mnie…
Wyjechałam w domu w wielkim żalu. Po raz kolejny uwierzyłam i po raz kolejny zostałam z niczym. Tylko tym razem pozostanie było ponad moje siły. Codziennie patrzeć na szczęście, którego chciało się dla siebie i codziennie widzieć, że nie jest się jego częścią. Nowy rozdział. Nowy start. Nowe życie i ta straszna potrzeba, by w końcu się udało… I na początku myślałam, że tak będzie. Spotkałyśmy się w fajnym miejscu i od razu wiedziałyśmy, że odbieramy na tych samych falach. Wspólne wyjścia, przegadane noce wspólne wypady na wycieczki, do kina… Stałyśmy się nierozłączne. Było pięknie. Tak często nie śmiałam się nigdy wcześniej. I nigdy później… Podziwiałam Ją bardzo. Za wszystko- niesamowitą inteligencję, błyskotliwy, bardzo cięty humor, umiejętność rozmowy na każdy temat. Wdzięk, szyk i za to, że choć była piękna nie czułam się przy Niej jak ktoś gorszy. Wręcz przeciwnie. Potrafiła wskazać mi te moje cechy, których nie doceniałam a które miały według Niej wielką wartość. Przyjaźniłyśmy się. Bardzo. Wiele nas różniło ale nie było to istotne. Potrafiłyśmy przyjąć się takie jakimi byłyśmy nie zmieniając się i nie oczekując zmiany. Uczyłyśmy się siebie z radością. To, że zaproponowała mi zamieszkanie w Jej i Jej brata domu było czymś fantastycznym. Tak poznałam K. Myślałam, że nie mogę być bardziej szczęśliwa. Byli tak podobni. Nie fizycznie. Biło od Nich to same fantastyczne ciepło, którego tak bardzo mi brakowało. Przy którym tak bardzo chciałam się ogrzać. Chciałam tej właśnie bliskości. Nie istniał dystans. No może na początku… Z mojej strony- nie wiedziałam jak bardzo mogę zaufać. I plątałam się jak małe przyłapane na psotach dziecko. Dwoje ludzi. Pięknych, mądrych, zdolnych i ja. Jak przysłowiowa sierotka. Wychodziliśmy wspólnie- naprawdę chcieli mnie blisko. A ja chciałam blisko tę dwójkę najwspanialszych dla mnie ludzi. Wszystko wokół mnie cieszyło. Wszystko zdawało się być powodem szczęścia. Dużo rozmawialiśmy. Pamiętam pewien zimowy wieczór, kiedy zmarznięta nie mogłam ogrzać się pod kocem. To było tak naturalne, kiedy w ciepłych dłoniach K. moje stopy w końcu rozmarzły. Tyle było przy tym serdeczności. I drobne piękne gesty, które świadczyły, że ktoś o mnie pamięta… Ktoś o mnie myśli i chce sprawić, by mój dzień był radosny. Do tej pory ma to dla mnie ogromne znaczenie. Nie zauważyłam kiedy więcej czasu zaczęłam spędzać z K. To było naturalne i tak bardzo dobre- w każdym znaczeniu tego słowa. Zawsze wiedziałam gdzie jest, gdzie stoi i kiedy na mnie patrzy. A On zawsze był. Zanim go poznałam zawsze radziłam sobie sama. Tylko na siebie mogłam liczyć. To nie zawsze było łatwe ale konieczne… I znalazł się ktoś, kto mnie lubił. Kto chciał być blisko. Kto uśmiechał się na mój widok i dla kogo pytanie jak Ci minął dzień nie było tylko zdawkowym pytaniem a początkiem interesującej rozmowy. Zbliżyliśmy się do siebie. Bardzo. To nieprawda, że miłość przychodzi nagle i oślepia i jest gwałtowna jak burza. Miłość czasem rodzi się delikatnie z zadziwienia pięknem drugiej osoby. Jest częścią codzienności i przeradza ją w niecodzienność. Nadaje jej wyjątkowy wymiar samą swoją wspólną obecnością. To właśnie czułam- wyjątkową bliskość i ciągłą chęć tej bliskości. Potrzebę dotyku, rozmowy, czucia ciepła skóry pod palcami. Niczego nie przyspieszałam. Niczego nie żądałam. Dawałam siebie tyle ile potrafiłam. To był piękny, ważny czas. Nawet kiedy już wszystkie tajemnice zostały powiedziane na głos. Uwierzyłam. Nigdy mnie nie okłamaliście. Nawet wtedy, kiedy dowiedziałam się co czujecie i jak z Waszej strony to wygląda nie bałam się. Był to dla mnie najpiękniejszy czas. Miałam wszystko. Miłość wspaniałych ludzi, dla których byłam ważna. Może dlatego, że sama nie wiedziałam gdzie tak naprawdę jest moje miejsce… Przez jakiś czas trwała sielanka. To co czułam zmieniało się. Być może w pewnej chwili zaczęłam reagować bardziej intensywnie. Może to nie powinno się wydarzyć… Może nie powinnam pragnąć tak bardzo. Nie doceniłam też siły z jaką pragnienie zaczyna dochodzić do głosu kiedy zamieszka w nim zazdrość. Nie mieliśmy już chyba wpływu na to jak wszystko zaczęło się komplikować. To były wielkie emocje. Niczego nie można było powstrzymać. Teraz po latach to rozumiem. Wtedy się wystraszyłam. Zazdrość potrafi wpłynąć na racjonalne myślenie tak bardzo… Pamiętam swój strach. Pamiętam dotyk rąk, których nie chciałam. Pamiętam ból. I pamiętam ból w oczach K. który zorientował się co się stało. On WIEDZIAŁ co się stało i wiedział dlaczego. Wszystko nagle prysło jak bańka mydlana. Już nic nie zdołało przywrócić radości i takiej pewnej beztroski. Policja, sąd, zeznania, wyrok. Był ze mną do końca. Przeciwko komuś kogo kochał i dla kogoś, kogo kochał… Runęło wszystko. I wtedy pojawił się ktoś jeszcze. Zdawało by się wybawienie… Rozwiązanie kłopotów. I wyjście z niełatwej sytuacji. Od początku pewien układ. Pewien wybór mniejszego zła… Decyzja, by uciec. By dłużej nie ranić kogoś, kogo się kocha ponad życie.
Znowu wyjeżdżałam z ciężkim sercem. Z tej sytuacji nie było łatwego wyjścia dla nikogo. Mogłam zostać i patrzeć jak ginie wszystko, co było piękne. Jak w poczuciu winy giną inne uczucia. Odejść, by nie być znienawidzoną. Wtedy tak myślałam. Chciałam ochronić ludzi, których mimo wszystko kochałam. Bardziej niż kogoś z kim zgodziłam się być. Jak wiele jesteś w stanie poświęcić dla miłości? Moja odpowiedź- wszystko. Nawet samą miłość jeśli tylko ochroni to kogoś kogo kocham. Siebie? Tak. Dla kogoś kogo kocham- tak. I tak też się stało. Życie z kimś, kto zaoferował tak wiele… Tak mi się wydawało. Po kilku latach już wiedziałam na czym polega ta kolejna gra. Ale było za późno. Jedno dziecko, potem drugie… I Ona. A ja…ta druga. Ta, która nie ma wyboru… Żyje z dnia na dzień patrząc jak ktoś, kto zaoferował pomoc żyje własnym życiem z kimś innym. Życie jest sumą podjętych decyzji… Wszystkich decyzji. Gdybym została- patrzyłabym jak znika wszystko co miało dla mnie tak wielką wartość. Czarny śnieg każdego dnia… Tak trudno było zapomnieć… Nie zapomniałam. Tylko wtedy myślałam, że dam radę żyć z kimś kto też kochał kogoś innego. Ja wytrzymałam- On nie… Może mnie łatwiej- są dzieci. Ale boli świadomość, że to nie mój dotyk potrafi przynieść radość. Nie mojego dotyku pragnie ktoś z kim dzielę życie. Jak to jest? Z czasem przyzwyczajasz się i przestajesz myśleć o tym co robi, gdzie jest… Zaczynasz doceniać każdą chwilę, którą Ci poświęca. I tak dzień za dniem. Zadawalasz się namiastką tego o czym zawsze marzyłaś… Czasami tylko, kiedy oglądasz film, czytasz książkę, słuchasz piosenki w której miłość jest czymś pięknym Twoje serce płacze. Z tęsknoty za czymś, co było i już nigdy nie wróci. Za dobrowolnie oddaną miłością i za czasem kiedy było szczęśliwe.

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s