Zraniłeś mnie. Tak uciekam. Tak chowam się zraniona. Nie walczę. Bo nie mam o co Przyjacielu. Nie pytałeś czy mam siłę po raz kolejny stawać przed lustrem i przekonywać tę, którą widzę „dasz radę”. Bo już nie wierzę, że dam. Potrzebowałam bliskości. Potrzebowałam wierzyć w bliskość, w ten szczególny rodzaj porozumienia. Jak nastolatka postawiłam na otwartość i szczerość. Na radość poznawania się coraz bliżej. Ale nie mam do tego podstaw. Mam wrażenie, że wszystko sobie wymyśliłam. Przyjacielu nie mam po prostu powodu by walczyć. Zraniona chowam się, by bardziej nie cierpieć. To, co czuję w końcu ucichnie. Jak zawsze. Ból. Można się do niego przyzwyczaić. Najbliższy ciału towarzysz. Minie trochę czasu i znowu nikt nie rozpozna jak jest naprawdę. Teraz zbyt mocno muszę się starać by przestało boleć. Nic na siłę Przyjacielu. To nic nie da. Smutne, że znowu sama siebie zawiodłam. Miałam nie ufać, nie pragnąć, nie chcieć więcej. Są marzenia Przyjacielu, które się nie spełniają. Takie proste „nie” a jak wielkie ma znaczenie. Zniknęłam w tym nie. Przestało mieć znaczenie wszystko, co było związane ze mną. Ja się przestałam liczyć. Nie śmiem sama na siebie spojrzeć, więc chociaż Ty nie zarzucaj mi, że uciekam, bo już nie mam gdzie pójść. Nie ma takiego krańca, który byłby wystarczająco daleko. Tym razem powrót nie będzie prosty. Nie chcę go. Nie chcę wracać. Nie mam do czego Przyjacielu. I nie istnieje powód, by wrócić. Tak bardzo boli. Znowu. Tak bardzo nie chciałam, żeby bolało. Nie rozliczaj mnie z mojej ucieczki. Nie wiesz jak to jest. Bądź przy mnie. Potrzebuję Cię. Chociaż dziś nawet Twoje ciepło nie wystarczy.
Wszystkie odcienie
