-Nie czekam już na spotkanie z Tobą. Cieszę się, że Cię widzę ale już nie czekam. Tak jak Ty na spotkanie ze mną. Cieszysz się na mój widok- tak jak na widok innych pobieżnie znanych ci ludzi. Ale nie drży Ci radośnie serce na myśl, że mnie spotkasz, nie czekasz niecierpliwie aż się to wydarzy. Nie szukasz mnie wzrokiem-gdzie jestem. Nie spieszysz mi na spotkanie z radością. Po prostu zauważasz, że jestem. Jak stół, krzesło czy wygodny fotel. Jak każdy inny element teraźniejszości, który mijasz. Też już to umiem -odeszłam spod drzwi, ktorych nie chciałeś przede mną otworzyć. Nie stoję już pokornie i nie czekam. Nie nasłuchuję muzyki, która dobiega zza nich. I już nie tęsknię. Tęskniłam za czymś co tylko myślałam, że może się wydarzyć. Pisałam niesłuszne scenariusze. Marzyłam…
-To Ty zamknęłaś je przede mną.
-Nie. Stały otwarte na oścież, na Twoje powitanie. Tak długo… Podszedłeś i nie widząc nic godnego uwagi odszedłeś w innym kierunku. W lepszym kierunku, ciekawszym… Ja zostałam. Czekałam. Zamarzłam stojąc w drzwiach i czekając aż mnie do siebie zawołasz, nasłuchując najmniejszego zaproszenia. Ale właśnie przestałam. Zamknęłam się na Ciebie i zamknęłam się na innych. Zbudowałeś we mnie wiarę, że nic wartego uwagi, we mnie nie ma. Wierzyłam Ci we wszystko- uwierzyłam i w to. Mocno. Nauczyłeś mnie że są ludzie, którzy by nie zranić Ciebie nie zawahają się zranić mnie. Nauczyłeś mnie jak to jest mieć i stracić i płacić za tę stratę, więc tracić po wielokroć. Więc lepiej nie mieć, nie być, nie oczekiwać. Cieszyć się chwilą, póki trwa. Nie czekać aż się pojawi i nie żyć jej wspomnieniem. To była bardzo cenna i bardzo ważna lekcja. Stworzyłeś mnie na nowo…