„Dziękuję za obsługę”… Jakże często słyszę te słowa. I do niedawna czułam się z tym źle. Może to pewien rodzaj pychy? Daję tym ludziom oprócz swojego serca, ciepła i troski także swoje profesjonalne podejście poparte rzetelnym wykształceniem. 5 letnie liceum, jedne studia, później drugie 22 lata doświadczenia i… sprowadzenie tego wszystkiego do obsługi… Przykre. Ale do czasu- w końcu wymyśliłam coś, co pozwala mi trochę podnieść moje podeptane poczucie wartości. Czyż nie „obsługuje” się maszyn? Dlaczego umniejszać się i sprowdzać do roli maszyny? Ja nie obsługuję- to pojęcie techniczne (mnie kojarzy się jeszcze z inną obsługą ale nie o tym dziś) ja pielęgnuję, troszczę się, pomagam, współpracuję… Obsługuje się maszyny. Takie upomnienie czasami pomaga. Najbardziej mnie. Ja nie obsługuję. I można mi mówić „siostro” ale obsługiwać nikogo nie zamierzam. Skąd dziś takie rozważania? Może dlatego, że zastanawiam się dlaczego wszystko potoczyło się tak niedobrze w innej sytuacji i próbuję znaleźć wytłumaczenie? Może oczekiwałam zbyt wiele? Chciałam koncertów. Chciałam słuchać muzyki tak, by czuć ją wszystkimi zmysłami. Nie tylko słuchem ale i wzrokiem- patrząc na grę świateł i radość na twarzach podziwianych osób. Węchem, dotykiem, smakiem… Tego chciałam. Ale za to nie zapłaciłam, więc nie powinnam wymagać. Serdecznych uścisków, wspólnego bycia, śmiechu, zapachu nocy i smaku chłodnego napoju, który przyjemnie chłodzi rozgrzane od śpiewu gardło. Tego mi nikt nie obiecał, więc skąd to czekanie na bliskość? Nikt mi tego nie musisł dać. To już nie jest ta część pracy, za którą ktoś płaci i może czegoś oczekiwać.
W tym jest problem. Pacjent oczekuje ode mnie obsługi- ja daję od siebie znacznie więcej. Oczekuję od Innych więc tego samego a zapominam, że winni mi są jedynie usługę koncertu- nic ponadto. Jeśli kupuję bilet na koncert- to płacę za koncert. Jedynie od początku do ostatnich dźwięków- bis w gratisie jeśli wystarczająco mocno poproszę. NIC WIĘCEJ. I tego zamierzam się trzymać. Bilety-koncert i do domu. Nie interesować się Człowiekiem tylko zamknąć go w pudełku z napisem ARTYSTA. I zaglądać tylko wtedy kiedy śpiewa. W mojej pracy też może powinnam? Pacjent to pacjent- zbiór narządów do naprawy, potrzebujący moich rąk, by się naprawić… Obsługa to obsługa- może byłoby łatwiej nie przeżywać, nie martwić się, nie dbać, nie cieszyć się z małych kroczków do przodu? Nie mobilizowć, nie dodawać otuchy, nie wierzyć, że się uda, nie wspierać nie być blisko kiedy brak najbliższych? Tylko, że ja nie śpiewam. Nie oczekuję uwielbienia za coś za co mi płacą. Nie wybieram sobie tych, z którymi chcę przebywać. Nie potrafię nie liczyć się z tym co czują, czym żyją, co dodaje im sił, co sprawia radość. Nie potrafię. Nie potrafię, więc czy to mnie powinno dziękować się za obsługę?
Obsługa
