20.20… Fantastyczny wieczór. Tylko godzina dłużej w pracy. Nareszcie koniec…
Rano 4.40 pobudka. 5.20 wychodzę z domu na dyżur. Piosenki… Jedyne, które mają siłę sprawić by dzień rozpoczął się szczęśliwie. Piosenki do Krainy- czary mary… Może dzień będzie OK. Czarodzieju szczęśliwych chwil… Gdzie jesteś? Cisza… I tak już od wielu dni… Nie ma Cię… Tęsknię.
6.55… KAWA- Anita kocham Cię. Nie lubię gorącej kawy. Raport. Ooooo… Zapowiada się powiedzmy… ciekawie. Dwie operacje na „moim” odcinku. W tym jedna pod znakiem zapytania… Alzheimer to niedobry wujek… Ale operować trzeba ze wskazań życiowych… Nieważne, że samoopieka po operacji według psychiatry jest niemożliwa… Trudne wybory… Podaję leki- zawozimy pierwszego pacjenta na blok. Pomiary poziomu cukru- tylko 5? Kontrola ciśnienia, tętna, saturacji. Toalety. Śniadanie. Sprawdzanie zleceń… Chirurdzy sprawnie i szybko- chemioterapeuci… potrzebują czasu do namysłu i wyników badań. Przygotowanie zleceń- tych co już są. Nawodnienie. Leki podawane na godziny 10,12,14,16,18… I doraźne. 9- śniadanie w locie… Kawy już nie pamiętam. Badania- trzeba chorych zawieźć. Konsultacja psychiatryczna- pacjent jedzie na blok. Wracam- w trakcie toalety- zasłabnięcie- tętno, ciśnienie, saturacja, tlen, ekg, badania biochemiczne. Telefon- po pacjenta na OIT. Przywieziony. Kontrola ciśnienia, tętna i saturacji. Przyjęcie- przemeblowanie na odcinku. Kolejne zlecenia. Kroplówki, leki na 10.00. Kolejne USG z biopsją. Chory na czczo z cukrzycą- kontrola glikemii. OK. Kroplówki, leki odłączyć, podłączyć kolejne. Leki doraźne i godzinowe. Rozłożyć leki podawane w porze obiadowej. 12.00 komplet zleceń 😊 Telefon- po pacjenta na „wybudzeniówkę”. Już na oddziale. Kolejne zlecenia… Pobudzony, szarpiący się… Niebezpieczny dla siebie. Przykro to widzieć. Niestety było to do przewidzenia. Decyzja lekarza- unieruchomienie. Co 15 minut ocena stanu pacjenta. Kontrola glikemii przed obiadem. Przygotowanie żywienia dojelitowego i pozajelitowego… Podłączenie. Kontrola parametrów życiowych, drenów i opatrunków. Obiad. 12.30. Odłączenie kroplówek i leków z godziny 12. Bronchoskopia u kolejnego pacjenta. Nauka żywienia przez PEG. 13- obiad w locie… Znowu… Marzę o kawie. Przygotowanie chorych do jutrzejszych badań- Fortrans. Ocena stanu pacjenta unieruchomionego… Przygotowanie leków na 14… Jak ja nie znoszę Tazocinu… Rozpuszcza się to cholerstwo powoli i niezbyt dobrze… Tym razem 3. Inne antybiotyki, leki przeciwbólowe, podawane co 8 godzin… I takie tam inne drobiazgi 😊 Podłączenie leków. Sprawdzenie dokumentacji- karty wkłuć, obserwacyjne, cewnikowe, żywienia, glikemii… Prowadzenie procesu pielęgnacyjnego- u KAŻDEGO pacjenta coraz więcej papierzysk- wrrrrrrr… Kawa. Już zimna. Ale muszę wypić, bo już ledwo widzę. Temperatury, leki na 16.. Rozłożenie leków na kolację. A myślałam, że to chirurgia a nie interna. Jak żywienie kosmonauty- wszystko w pigułkach- jak tu być zdrowym przy takiej ilości leków. „Zlewki” z drenów, cewników i stomii. Znowu papiery… Wszystko wpisać- każdy pomiar, każdy mililitr… Rozpisać karty i zaznaczyć co było podane. Wszystko na bieżąco. Rozłożyć leki na kolację. Zmierzyć cukry… Przygotować leki na 18. Przeciwbólowe i Clexany. Raport. Ostatnie płyny. Zmiana opatrunku- mimo unieruchomienia zerwany opatrunek z rany i worek ze stomii- byłam na innej sali. Jest zmiana ❤❤❤. Ostatnie sprawdzenie dokumentacji 15 „moich” dzisiejszych pacjentów… Raport. Rzut oka na identyfikator… A więc tak się nazywam… Do DOMU… A jutro? Od nowa to samo. Naprawdę mogę powiedzieć- nie mam czasu. Ale mam- na porozmawuanie choć zbyt krótkie z pacjentami. Uzgodnienie z lekarzem co dalej, przyjęcie lub/i zmodyfikowanie zleceń „rozmowę” z córką- może szyfrem ale jednak potrafimy się zrozumieć 😊 Na parę słów z Anią- nadrabiamy niewidzenie. I z Andrzejem już na koniec dyżuru sprawdzając czy wszystko w papierach się zgadza. Czy z Anitą, Danką i Radkiem 😁 pluskającymi co chwila w wiadomościach 😁 To nieprawda, że nie ma się czasu. Dla bliskich, dla tych, którzy chcą być obecni w moim życiu ten czas jest. Nawet kiedy jest 15 pacjentów i ja jedna. Zaplanować wyjazd na koncert, nocleg i powrót? Czy to takie trudne kiedy od 22 lat planuję swoją pracę? Kiedy dbam, by kogoś nie bolało, by w porę zauważyć, że coś się dzieje, by chronić i wspierać życie ludzi obcych, którzy muszą mi ufać… Nie mam zwyczaju tłumaczyć się brakiem czasu. Dla jednych znajduję czas, bo muszę. Dla innych, bo chcę. Czy są tacy, dla których
go nie mam? Tak- tacy, którzy na to nie zasługują. Których obecność w moim „teraz” jakoś się zakończyła. Których ja nie chcę w swoim życiu. Dlatego tak mocno boli, kiedy nie masz dla mnie czasu, by chociaż zapytać „co słychać?” Nie wiem gdzie jest moje miejsce. Czy w ogóle jest… Przecież sama mogę zapytać prawda? A odpowiesz?