Ktoś mi wczoraj towarzyszył w nocnym spacerze. Najpierw nieśmiało szedł za mną. Kiedy odwracałam się przystawał i patrzył w drugą stronę- zaczynałam iść- szedł za mną… Aż przystanęłam i zawołałam, żeby podszedł. Nie bałam się. Ostatnio mniej się boję a może boję się innych rzeczy? Podszedł. Nieśmiało i raczej niepewnie ale podszedł. Resztę drogi przeszliśmy razem. Było mi raźniej mając go u boku. Zadziwiające ile radości może dać czyjeś towarzystwo. Już nie jesteś sam… Ktoś chce iść z Tobą, choć Cię nie zna- spośród innych spacerujących wybrał właśnie Ciebie by też przez chwilę nie być sam. Krótko ale pięknie. Odprowadził mnie do hotelu. Wiedział gdzie. Tam się rozstaliśmy. Mój dotyk… Bał się go i jednocześnie oczekiwał. Tylko to mogę dać i tylko tyle gotowy był przyjąć. Niepewnie i z obawą, którą nieśmiało zastąpiła radość. Jak wiele strachu jesteśmy w stanie poświęcić w zamian za odrobinę czułości? Jak wiele potrafimy dać, widząc jak bardzo ktoś potrzebuje naszego dotyku, czułości? Czy jesteśmy w stanie zaryzykować i zaufać mimo tego, że zwykle nie jest to łatwe? Co decyduje o tym, że z ufnością podchodzimy do kogoś wierząc, że odpowie na nasze pragnienie? Mój nocny towarzyszu… Tak wiele dała mi Twoja obecność…
Pies…
