Pociąg. Kolejne osoby wokół mnie. Rozmowy i izolacje. Ja dziś w tej drugiej grupie. Pisek na promie powiedział ważną rzecz. Zapamiętałam- „na koncercie chcemy w Was zabić to, co na ten koncert złego przynosicie” Ja potrzebuję dziś sporą porcję tego czegoś co „zabija”… Bardzo. Dobrze, że będzie Weronika. Ona rozumie.
Rozmowy… Czasami proste jak oglądanie filmu- dialog sam się toczy i nieważne jest co się mówi, bo słowa jakby stoją w kolejce i same przesuwają się do przodu. Lekko, przyjemnie i tak… prosto. Czy to sprawa osób czy chwili? Jeżeli osób to chciałabym umieć zamienić czasami jednych na drugich, by móc z kimś innym porozmawiać tak lekko. Mnie też słowa nie przychodzą łatwo. Zwłaszcza z kimś kto jest dla mnie ważny. To tak jakby funkcjonować na kilku płaszczyznach rozmowy. Są słowa, które dotykają rzeczy prostych i takie, których znaczenie jest głębsze. Nie treść a właśnie znaczenie wypowiadanych słów. Przenika przez kolejne pozamykane okiennice i trafia do miejsc zapomnianych. Odbija się echem od ścian i dźwięczy. Czeka na odpowiedź prawdziwą. Nie taką „dla wszystkich”. Nie taką oczekiwaną tylko domaga się prawdy. Przez szybę też wpada światło ale to nie znaczy, że okno jest otwarte. Otworzyć się, by udzielić odpowiedzi. Chciałabym a nie potrafię. Nie wszystkim. Zbyt wiele razy musiałam przepraszać za słowa, które powiedziałam zbyt pochopnie. Teraz wolę milczeć i słuchać niż po raz kolejny bać się, że kogoś zraniłam niepotrzebnie. Hamować odruchy- w tym jestem dobra. Chyba niczego nie potrafię lepiej… Więc skąd wpadki? Skąd powiedziane słowa, za które muszę przepraszać? Bo jest taka chwila kiedy decyduję się powiedzieć to co myślę i tak jak myślę. Łudzę się, że będzie to zrozumiane. A później muszę tłumaczyć dlaczego. Więc… wolę nie mówić. Pisać? To ostatnio też jest trudne. To taki moment kiedy chciałabym schować się gdzieś i przeczekać. Zamiast łatwiej jest trudniej. Powstają rzeczy, które ukrywam, bo dotykają spraw, z którymi nie umiem sobie poradzić. Tak bardzo niepewnie nie czułam się jeszcze nigdy. Tak niepewnie z jednej strony a z drugiej tak otwarcie…
A jednak rozmawiam- bo muszę- rozmowa to podstawa mojej pracy. Zadawanie pytań szukanie odpowiedzi, krótkie pogawędki przy podawaniu leków czy rozmowy późną nocą na tematy ekstremalnie ważne. Dlaczego więc boję się mówić? Kryję się za wszelką cenę by nie odsłonić siebie za bardzo. Są rzeczy, które wynikają z moich przemyśleń. Są spostrzeżenia i obserwacje. Są słowa, które paść powinny z takich bądź innych powodów. Zasłaniam się nimi, by nie mówić o uczuciach, które są i na które nie mam wpływu jako „ja” nie „ona”. Szybciej się uśmiechnę niż rozpłaczę. Łzy to ostateczność. Jeśli są to albo dlatego, że Ci bezgranicznie ufam albo dlatego, że już nie mam siły by je powstrzymać. Są rzeczy, których być może ode mnie nie usłyszysz. Wypowiedziane są cząstką mnie, którą chronię i tylko gdy ufam mogę odsłonić. A ufam? Ufam coraz częściej- tylko najczęściej tym, którzy nie chcą ze mną rozmawiać. Już nie… Ta ufność i gotowość została i czeka. Potrafię czekać. Są rzeczy, na które czekam do dziś i może nigdy nie nastąpią. A może moja ufność po prostu przyszła za późno? Widocznie nie było to wystarczająco ważne. Rzeczy naprawdę ważne nie mają terminu przydatności…
Pociąg
