Nie było?

Chorował. Długo. Zbyt długo, by przejść nad tym do porządku i zbyt długo, by sobie z tym radzić. By być silną już nie dla siebie a dla Niego. Był warty każdej chwili mobilizowanych do granic sił. I odszedł. Spokojnie, nie zostawiając niedokończonych spraw. Zostawiając mnie.
Uczyłam się żyć od nowa. Oddychać, uśmiechać się, otwierać na ludzi.
I wtedy, jakby za sprawą jakiejś siły z góry natknęłam się na wrażliwość. Podobną do Jego wrażliwości na piękno świata i do mojej na cudowność dźwięków. Niesamowite połączenie. I wielkie poczucie winy, czy mi wolno. Czy nie jest zbyt wcześnie tak czekać na najmniejszy gest, na ukrytą w dźwiękach i słowach sugestię. Rozgrzeszać się z łatwości reakcji na najmniejszą dwuznaczność. Znowu czułam. I czułam się piękna. Chciałam znowu czuć, że dla kogoś jestem piękna i pożądana. Pozwoliłam sobie w końcu czuć i pragnąć. Nieważne, że kogoś poza zasięgiem. A może w poczuciu zdrady właśnie dlatego, że daleko, że niemożliwe będzie spotkanie? Niemożliwe a jednak prawdopodobne. Poczuć na nowo nadzieję. Znasz to uczucie? Kiedy zaczynasz oddychać płucami, które do tej pory dławił szloch żalu i smutek rezygnacji? Wiesz jak to jest móc rozpostrzeć skrzydła? Poczuć całą swoją siłę na nowo? Poczułam. Na krótko. Uwierzyłam w wymyślone przez siebie scenariusze. Zwłaszcza te z cenzurą 18+… Z niedowierzaniem dziwiłam się, że potrafię czuć tak intensywnie jakby przestały działać narzucone przez lata ograniczenia. I wróciły do mnie skumulowaną siłą. Czułam się wolna. Tak bardzo pragnęłam, że wymyśliłam sobie wzajemność o takiej samej sile. I usłyszałam „nie”. „Nie ma miejsca dla Ciebie w mojej teraźniejszości” Nie „w życiu”- tam go i tak nie było. Możesz wielbić na odległość ale nie spodziewaj się niczego, na co czekasz. Zabolało. Bardziej niż kiedy żegnałam moją wielką miłość. On odchodził stopniowo, w poczuciu stałości uczuć. Tu skreślone zostało to, w co uwierzyłam. Chyba we własną atrakcyjność najbardziej. Teraz patrzę w lustro i rozumiem. I już się nie ośmielę sięgać po to, co jest poza zasięgiem. Tak nie bolało jeszcze nigdy. A ja choć ból to mój stały towarzysz nie chcę go więcej niż muszę. Dlatego chciałabym cofnąć czas. Odrobinę. Nawet nie tyle, by zdążyć przed chorobą. Z nią się pogodziłam- przeżyliśmy pięknie ten wspólny czas. Chciałabym cofnąć wszystkie słowa wysłane pod adres z którego mnie deportowano. Chciałabym zapomnieć o tym jak mocno potrafię pragnąć i jak się wtedy czuję. Nie chcę tego poczucia winy, że czekam, choć wiem, że nie powinnam. Tylko czy naprawdę sięgałam po coś, czego nie było?

2 Comments

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s