Brakuje mi Ciebie… Tak bardzo…

Nienawidzę takich dni jak dziś, kiedy siedzę w szatni po dyżurze i nie mam siły otworzyć drzwi szafki, ubrać się i wyjść do domu. Czuję zmęczenie nawet w pulsującej w dłoniach krwi. Tak bardzo chciałabym teraz do Ciebie zadzwonić. Tak po prostu. Posłuchać Twojego głosu chociaż przez chwilę. Nie zrobię tego- nie odbierzesz. Próbowałam. Raz, może dwa razy. Nie tak jak dziś rozsypując się powoli jak zbyt suchy piasek z dziecięcej foremki, tylko gdy byłam tak bardzo szczęśliwa i chciałam tę chwilę dzielić właśnie z Tobą. Nie odebrałeś-nie musiałeś przecież. A ja nie dzwonię, bo wiem, że znowu nie odbierzesz. Tak- mogłabym zadzwonić pod inny numer. Usłyszałabym inny głos. Ale i ja wiem jak to jest nie chcieć przywiązać kogoś do siebie za bardzo… Nawet nie wiesz jak często chcę napisać choć kilka słów. Z ciągłym wrażeniem, żebrania o uwagę. Dlatego nie piszę, kiedy nie jest to ważne. Dla mnie. Dajesz mi tylko to, po co sama sięgnę ale to nie znaczy, że mogę sięgać po wszystko. Wiem. Naprawdę wiem, że granica jest dużo dalej niż sięgają moje marzenia. Chciałabym życzyć Ci tylu wspaniałych rzeczy na Święta. Tylko tego co dobre. Nie umiem życzyć Ci inaczej. Ale wiem jak będzie bolało, kiedy tego nie odczytasz. Święta to czas dla bliskich. Nie napiszesz. Nie do mnie. Tak- tego też mnie nauczyłeś. Chciałabym znaleźć w sobie tylko tyle siły, by następnym razem nie podejść i nie przytulić się do Ciebie z tak wielką radością. Nie wiesz jak trudno jest później odwrócić się i odejść jak od kasy, która przyjęła należność i nic więcej jej nie obchodzi. Nienawidzę takich dni jak dziś, kiedy nie skutkują tłumaczenia i bolesna prawda dźwięczy tak głośno. Niczym zagłuszyć się nie da. Nienawidzę tych dni, bo jest ich coraz więcej i choć bardzo się staram coraz mniej potrafię sobie z nimi radzić. Może i te myśli jednak muszą wybrzmieć by trochę mniej czuć, by trochę więcej zrozumieć. I trochę bardziej docenić to, co mam. Wszystko dzieje się z jakiegoś powodu. Jeszcze go nie znalazłam. Buduję mur, odsuwam kogo się da by w tym nie uczestniczył ale z jakiegoś powodu czepiam się szczątków letnich wspomnień. Ze strachu czy z nadzieją? Może z wiarą w słońce, które gdzieś we mnie jeszcze jest, chociaż tracę z oczu drogę do siebie samej. To nie znaczy, że jutro sobie nie poradzę, to znaczy tylko tyle, że bez Ciebie jest mi dużo trudniej. Wracam do domu. Z głową pełną trudnych myśli. Moich? Czy tylko zbudowanych na czyjejś opowieści? Prawdziwych czy posklejanych z cudzych prawd? A jak myślisz? Jest we mnie więcej prawdy czy fikcji? Wymyśliłam to czy przeżywam coś tak silnie, że milczenie bardziej rani niż pisanie? Czy ta kobieta jest mną czy może być mną? A może Tobą? Jakie pytanie zadajesz teraz? Kiedy już wiesz…

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s