Śmierć… Każda inna i każda samotna. Umierając musimy wejść na ścieżkę, która wiedzie w jednym kierunku. Nie ma drogi powrotnej- jeśli jest to jeszcze nie czas. „Sedacja terminalna”… Kto wymyślił ten cholerny termin, który blokuje każdy ludzki odruch ratunku. Takie poddanie się i nie robienie niczego by zrobić COKOLWIEK. To jest właśnie cokolwiek… Kiedy już NIC nie można zrobić. Kiedy zostaje tylko BYĆ. Za często, zbyt wiele razy oglądam to na nowo… Godzina, dwie, osiem… Czas biegnie innym rytmem sekundy liczone łzami minuty wyznacza oddech godziny zmieniający się ludzie przy łóżku. Odwieczne pytanie „dlaczego?” Bo już czas… Bo już tryb umierania ruszył… Ile jeszcze? Tyle ile trzeba. Tyle ile trzeba by usłyszeć kocham Cię. Czasami bezgłośnie, czasami z ogromnym bólem. Cicho trzymając za rękę lub wtulając się w gasnące, ukochane serce… Czy można się przyzwyczaić? Nie. Do śmierci tak. Do pożegnania i ostatniej świadomej chwili… NIE. Kiedy powiedzieć chce się tak wiele a brakuje słów, których właśnie teraz nagromadziło się najwięcej… Czas… Już go nie ma. Wystarczy gdy powiesz kocham Cię całym swoim sercem. Nieważne jakie słowa wydostaną się z ust. Dopiero w poczuciu, że tak bardzo jest się kochanym można odejść. Inaczej całe nasze życie minęło nadaremnie… Ten moment widać. Zbyt wiele, zbyt wiele… Widać kiedy wraz z wydechem pojawia się ulga i spokój. Czasami to tylko chwila, czasami jeszcze otwarcie oczu… i zabranie ze sobą tego jasnego płomyka czystej, bezinteresownej autentycznej miłości. Nawet jeśli to tylko moja miłość. Żegnaj…
Umieranie
